Prywatna tarcza antykryzysowa

Bardzo często słyszymy mądre powiedzonka typu „jeśli umiesz liczyć, to licz na siebie”. Słyszymy rady, o tym co powinniśmy robić, a czego nie. Lecz pomimo krążących porad, całej masy artykułów, książek i dostępnej w Internecie wiedzy, bardzo rzadko spotykam się z konkretnym pomysłem i planem na finanse w budżecie domowym. Pomysłem i planem, który został wdrożony i jest zabezpieczony.

 

Pomysł, skąd czerpać zyski każdy musi określić samodzielnie. Ale ułożyć do tego plan i go wdrożyć w życie to już co innego. Nie będziemy się dzisiaj skupiać na tym bardzo szerokim temacie, lecz tylko na jednym z jego aspektów: na sytuacjach kryzysowych. Temat jakże aktualny…

Utrata pracy

W trakcie rozmów z moimi klientami, zadaję im pytanie: czego od strony finansowej się obawiają i najczęściej pada tutaj stwierdzenie „utrata pracy”. Ale czy rzeczywiście chodzi o utratę pracy, czy brak możliwości pracowania? Przecież dopóki mamy dwie ręce, dwie nogi i głowę na karku, to możemy szukać innej pracy, możemy otworzyć firmę, albo szukać pomocy w odpowiednich instytucjach. Ale najpierw trzeba móc się na tym skupić, móc podnieść telefon, móc pójść do wybranej firmy na rozmowę, móc rozmawiać. A co jeśli nie możemy się skupić, nie możemy rozmawiać, nie możemy chodzić czy ruszać ręką? Czy to nie o to chodzi moim klientom? Niemal zawsze, chodzi nie o  brak pracy, a brak możliwości pracowania. To nas faktycznie przeraża.

Nie możemy iść do pracy w dwóch sytuacjach: w trakcie choroby i po wypadkach.

Poniższe historie, każdy z nas zna na pęczki:

– kilku godzinne kolejki do lekarzy rodzinnych

– wielotygodniowe kolejki na badania

– wielomiesięczne kolejki do lekarzy specjalistów

– zmęczony, przepracowany i rozdrażniony personel medyczny

– przestarzały, często zepsuty sprzęt medyczny

– brak dostępu do nowoczesnych technik leczenia

– wielotygodniowe kolejki na mało efektywną rehabilitację

Jest to wynik wielu lat zaniedbań na polu polskiej służby zdrowia, ignorowania licznych apeli personelu medycznego i dzisiaj jesteśmy świadkami zapaści publicznej opieki medycznej. Ale co z tym powiedzeniem: Umiesz liczyć, licz na siebie? Dlaczego wciąż, pomimo powyższej sytuacji, której wszyscy jesteśmy świadomi, tak mocno zaniedbujemy naszą prywatną tarczę antykryzysową, tzn. indywidualną polisę zdrowotną? Przecież to właśnie ona w momencie choroby czy wypadku powinna przyjść nam z pomocą, aby było nas stać na prywatne leczenie i rehabilitowanie się? A co za tym idzie, szybszy powrót do zdrowia i pracy?

Porządna prywatna tarcza antykryzysowa

Porządna polisa ubezpieczeniowa to taka, która nie zawiera „dziur”, tzn. że każdy aspekt choroby czy wypadku jest zabezpieczony, tak, aby nie zabrakło ubezpieczonemu pieniędzy na powrót do zdrowia.

Element wypadkowy powinien z jednej strony pokryć wszystkie wydatki związane z leczeniem: koszt wizyty u lekarza specjalisty, koszt wykupu recepty w aptece, kupna ortezy czy opatrunków, prywatnej operacji czy zabiegu chirurgicznego, koszt rehabilitacji, itd. Z drugiej strony powinno zostać też wypłacone odszkodowanie, aby uzupełnić obniżony dochód. Przecież nadal trzeba płacić prąd, czynsz za mieszkanie, media, nadal trzeba jeść.

Element chorobowy w polisie powinien wypłacać roszczenie za pobyt w szpitalu, nawet wtedy gdy jest to leczenie zachowawcze, czyli tzw. tabletką i kroplówką, bez operacji i zabiegów. Dodatkowo przy poważnych chorobach powinniśmy otrzymać roszczenie już po samej diagnozie, bo często najefektywniejsze leczenie wymaga natychmiastowego działania nierefundowanymi metodami leczenia. Bardzo często pacjenci szukają potwierdzenia postawionej diagnozy u najlepszych lekarzy – dobrze, aby polisa i ten problem rozwiązała za nich.

Kolejnymi elementami, które znajdziecie w polisach to:

– dostęp do prywatnych placówek medycznych, gdzie do lekarzy specjalistów i na badania można umówić się przez telefon na konkretną godzinę, a po przyjściu czeka na nas sympatyczny personel, obsługujący nowoczesny sprzęt medyczny,

– śmierć – bardzo ważny element, ale zostawimy go na kolejny artykuł,

– niezdolność do pracy – ooooo…. Właśnie.

Brak możliwości pracy

Niezdolność do pracy, to jeden z najważniejszych elementów całej polisy ubezpieczeniowej. Każda ubezpieczalnia ma własną definicję niezdolności do pracy, a co za tym idzie każda z nich ma co innego na myśli. Na rynku można znaleźć całą górę odmian niezdolności do pracy:

– trwała i nieodwracalna niezdolność do pracy

– brak samodzielnej egzystencji

– czasowa niezdolność do pracy

– trwała niezdolność do pracy po nieszczęśliwym wypadku

– niezdolność do pracy stwierdzona przez ZUS

– inwalidztwo i brak samodzielnej egzystencji

A to tylko niektóre z nich. Każda w rzeczywistości oznacza co innego. I im bardziej jest doprecyzowana ta definicja, tym mniej przypadków obejmuje. Na przykład w trakcie przebiegu choroby, jaką jest stwardnienie rozsiane, chory przez długi czas jest samodzielny, lecz nie jest w stanie podjąć pracy. Oznacza to, że za trwałą i nieodwracalną niezdolność do pracy otrzyma świadczenie, a i to tylko za taką w której NIE jest dopisane „po NW”, bo to nie wypadek lecz choroba, a za brak samodzielnej egzystencji już nie otrzyma pieniędzy.

Dodatkowo, ważna jest forma wypłaty świadczenia i jej wysokość. Jeżeli widzimy doradcę, który przy niezdolności do pracy wpisuje kwotę 10 000zł albo 50 000 zł uciekajmy gdzie pieprz rośnie. Faktycznie, statystycznie niezdolność do pracy jest wypłacana rzadko. Ale jeżeli już jest wypłacana, to niech to będzie minimum nasz 10-letni zarobek netto. Przecież ubezpieczony nie wróci do pracy już NIGDY!

Ile za to płacić?

Polisa nie powinna burzyć domowego budżetu, lecz być jego integralną częścią. Powinna wnosić bezpieczeństwo, a nie niebezpieczeństwo. Większość branżowych książek mówi o około 10 % dochodów.  I jeśli w tym miejscu pomyślałeś: nie stać mnie – to uwierz: tym bardziej, potrzebujesz swojej prywatnej tarczy antykryzysowej.